Moja prababcia zawsze jadła mnóstwo marchewki. Właściwie codziennie chrupała z trzy albo cztery korzonki. I żyła 98 lat. Marchew jest po prostu świetna. Wystarczy zjadać trzy razy dziennie i długowieczność murowana. Musisz koniecznie spróbować…
Tak naprawdę, to nie wiem, co jadła moja prababcia i (co gorsze) nie wiem, ile lat żyła. Ale historie w tym stylu możemy usłyszeć wielokrotnie. Pani Kasi ze spożywczego pomagają jakieś rewelacyjne suplementy diety. Od pięciu lat nie chorowała. Pan Krzysiu pije tylko zieloną herbatę i dzięki temu nie łysieje. Karolina przeszła pod drabiną i przez to oblała egzamin. A w pewnej wiosce spadł śnieg i przymroziło, czyli całe historie o globalnym ociepleniu są plotką.
Ostatnio pisałam o współczynniku korelacji i tłumaczyłam, że nie należy na jego podstawie wyciągać wniosków przyczynowo-skutkowych. Jeśli chodzi o dowód anegdotyczny to jest jeszcze gorzej. Powtarzane historie, chwytające tematy, liczni “specjaliści”. To wszystko sprawia, że z dowodem anegdotycznym właściwie ciężko jest walczyć. Opowiadający tak bardzo wierzy w swoje własne historie, że nie ma mowy, żeby go przekonac, że nie ma racji. Póki to tylko kilka babcinek, które tłumaczą sobie nawzajem, jak najlepiej wyleczyć swoje niewielkie schorzenia, to nie ma problemu. Problem pojawia się wtedy, kiedy dowód anegdotyczny zaczyna przyjmować rangę dowodu naukowego w medycynie albo innych naukach.
Co to właściwie jest ten dowód anegdotyczny? Mówi się o nim w dwóch sytuacjach. Po pierwsze wtedy, kiedy mamy do czynienia z informacją nieprawdziwą, która jest przedstawiana jako najprawdziwsza prawda. Plotki, wyolbrzymienia, fakty, które budzą wątpliwości. Dowód, który nie jest wiarygodny. Druga możliwość jest taka, że mamy do czynienia z informacją prawdziwą, która nie została odpowiednio zweryfikowana. Czyli nie ma odpowiednich badań, nie zostały przeprowadzone eksperymenty potwierdzające (ani zaprzeczające). Często badania prowadzone są byle jak, ich efekty są naginane tak żeby potwierdzić teorie badacza za wszelką cenę. Próba jest niereprezentacyjna, mała, a wnioski są generalizowane na całą populację.
Poniżej mała tabelka, która pokazuje porównanie, jak wygląda badanie w przypadku dowodu naukowego i anegdotycznego:
dowód naukowy | dowód anegdotyczny |
duże reprezentacyjne próby | małe obciążone próbki |
szczegółowe pomiary w kontrolowanych warunkach | przybliżone obserwacje w niekontrolowanych warunkach |
mierzone lub kontrolowane wszystkie inne czynniki, które mogą wpływać na wynik | nie zwraca się uwagi na inne ważne czynniki |
ostrożność w wyciąganiu wniosków | szybkie wyciąganie wniosków |
Ludzie mają tendencję do poszukiwania wszędzie powiązań przyczynowo-skutkowych. W pewnym sensie słusznie, bo lata całe pozwalało to przeżyć tym jednostkom, które lepiej wyciągały wnioski. Najlepiej radziły sobie te osobniki, które potrafiły zauważać różne zależności (i na przykład nie próbowały grzybków, które właśnie zaszkodziły koledze). Nie zawsze jednak taka zależność działa, bo na przykład krewetki, które w moim przypadku powodują bardzo nieprzyjemną chorobę, dla innych mogą być cennym przysmakiem. Jeśli więc czytasz wiadomości w Internecie, oglądasz telewizję, rozmawiasz ze znajomymi i słyszysz różne dowody, to zawsze zastanów się trzy razy, czy warto w nie uwierzyć i czy masz do czynienia z dowodem naukowym czy anegdotycznym. I jeśli wiesz, że mowa o tym drugim, to podejdź do niego z dystansem.
A wszystkich chętnych zapraszam na mojego Facebooka. Jest całkiem prawdziwy – nie anegdotyczny.
Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku!
Dziękuję, że przeczytałaś/przeczytałeś mój artykuł. Mam nadzieję, że spełnił Twoje oczekiwania. Jeśli chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami, to napisz do mnie na adres [email protected] albo znajdź mnie na Facebooku.
Zapraszam Cię również do zapoznania się ze spisem treści (staram się go aktualizować, choć nie zawsze to wychodzi) – jeśli lubisz statystykę, to na pewno znajdziesz coś do poczytania.
A jeśli w ramach podziękowania za ten wpis zechcesz zaprosić mnie na przysłowiową “wirtualną kawę”, to będę niezwykle zobowiązana. Co prawda kawy raczej nie pijam, ale kubek dobrej herbaty – z prawdziwą przyjemnością. A ponieważ w każdy artykuł wsadzam mnóstwo serducha i swojego wysiłku, to tym bardziej poczuję się doceniona.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego dnia!
Krystyna Piątkowska